Soft Trail Tour, czyli Leogang na dwóch kółkach. Cz. 1

W związku z tym, że w tym roku zakończyłam z powodzeniem swoją przygodę akademicką, postanowiłam zrobić sobie długie wakacje. Początkowo miała to być objazdówka samochodem po Europie, jednak mój portfel stwierdził, że nie jestem dość zmęczona i nie zasłużyłam na odpoczynek. Cóż, sprzedałam portfel wraz z jego cennymi radami, a w międzyczasie wpadł pomysł by zorganizować wyjazd do Austrii. W ten sposób trafiłam na szlaki rowerowe z widokiem na Alpy. 



Leogang
Zdjęcia: E. i K.R.

Przeszukując internet w znalezieniu miejsca idealnego na rower, natknęłam się na Leogang, który jest mekką dla rowerzystów oraz od roku 2002, największym ośrodkiem narciarskim w Europie. Można więc liczyć na mocne wrażenia, ponieważ jest wiele nie tylko szlaków turystycznych, ale także zjazdowych dla rowerów.

Po zobaczeniu właśnie tych tras oraz widoków, decyzja była jedna. Muszę pojechać.
Od tego momentu zaczęło się planowanie. Nie mając roweru, trzeba zatroszczyć się o jego wypożyczenie. Z pomocą przyszła miejscowa wypożyczalnia, oferująca zarówno rowery typu enduro, które właśnie mnie interesowały oraz zjazdowe. W ich ofercie można znaleźć także cały osprzęt, czyli kask wraz z ochraniaczami. Rower wypożyczyłam na 4 dni.

Drugą sprawą, o którą trzeba było się zatroszczyć to nocleg. W związku z tym, że planowanie wyprawy zaczęło się dość późno, ponieważ tydzień przed wyjazdem, więc myślałam, że z noclegiem będzie problem. O mały włos, a srogo bym przepłaciła. Dlaczego? Ośrodków było bardzo dużo, które oferowały bazę noclegową, jednak ze względu na ograniczony budżet zależało mi na jak najtańszym rozwiązaniu. Jeden z tańszych noclegów oferował Haus Tirol, gdzie za tydzień pobytu dla jednej osoby musiałabym zapłacić 200 euro. Plusem było to, że ośrodek był bardzo blisko wyciągu rowerowego oraz tras rowerowych. Jednak postanowiłam, że jak znajdzie się coś tańszego to nie będę wybrzydzać. I tak też się stało! Nocleg znalazłam w Erbhof Hinterrain, gospodarstwie rolnym, umiejscowionym na wzgórzu, z fenomenalnym widokiem na góry i dolinę! Cenowo wyszło prawie o połowę taniej, gdyż nocleg kosztował 125 euro za ten sam okres. Jadąc tam myślałam, że rezerwuję pokój z łóżkiem, nic specjalnego. Jednak po przyjeździe, czekało mnie miłe zaskoczenie. Otóż otrzymując klucze do pokoju nie przypuszczałam, że będzie to małe mieszkanie, które powierzchniowo nie wiele odbiegało od polskich kawalerek. Osobno łazienka z wanną, osobno kuchnia z całym wyposażeniem, czyli garnkami, patelniami, talerzami a nawet ekspresem do kawy oraz osobny pokój sypialniany. W zasadzie to w tym jednym pokoju mieściły się dwa, mianowicie jadalnia z sypialnią, które były od siebie oddzielane przesuwaną zasłoną. Byłam szczerze tym zafascynowana, ponieważ jest to również świetne rozwiązanie do zwykłego domu, gdy jesteśmy ograniczeni miejscem, a musimy wszystko skomponować w całość. Dodatkowym plusem był dostęp do balkonu. A czy jest coś przyjemniejszego, niż patrzeć na zachód słońca mając wokół siebie góry, gorącą herbatę i kocyk?

W Alpy wybrałam się samochodem, ale za to na miejscu pasażera. Niestety 3 dni przed wyjazdem wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Sprawcą zdarzenia było choróbsko, które chciało się wziąć za mnie.  Gorączka, katar, zatoki, gardło, czyli podstawy by przynajmniej tydzień spędzić w łóżku. Była możliwość, by ten wyjazd przełożyć, ale byłam już tak podekscytowana, że postanowiłam wybrać się mimo to. Wzięłam zapas lekarstw, tych co zazwyczaj biorę w takich przypadkach i wyruszyłam w drogę. Pomyślałam:
- Pieprzyć to! Jadę! 
Jak się okazało nie zawsze wszystko się układa jak chcemy. Dwa dni przed wyjazdem, leżałam w łóżku jak warzywo. Wszystko było za jasne, za głośne, za zimne, za ciepłe. Gorączka była i spadała, i tak na zmianę. Dzień przed wyjazdem spakowałam wszystko do plecaka i mimo, że czułam się nieco lepiej, byłam strasznie słaba, ale chciałam jechać. Więc podjęłam kolejną porcję leków na poprawę zdrowia i wyruszyłam w drogę. Sama trasa nie przebiegła jakoś specjalnie, otulona kocem oraz z siatką medykamentów dojechałam do Leogangu. Następny dzień i noc nie były dla mnie łaskawe. Gorączka wróciła, katar się nasilił, a zatoki myślałam, że mi eksplodują. Mimo to, rower został wypożyczony i oczekiwał na pierwszą wspólną wyprawę. 

Soft Trail Tour 

Głównym celem wyjazdu było zobaczenie Alp z perspektywy dwóch kółek. Dlatego na pierwszą wycieczkę, została wybrana trasa łatwa, lekka i przyjemna, nawet dla kogoś, kto pierwszy raz siada na rower typu enduro/all-mountain. Tak by było, gdybym była w 100% zdrowa, silna, nie musiała co chwilę siąkać i mieć sporego zapasu chusteczek. Początek Soft Trail Tour nie jest zbyt wymagający, ponieważ na sam szczyt, czyli na wysokość 1760m n.p.m., zabiera nas wyciąg. Można również wejść lub wjechać, ale jeżeli ktoś jest początkujący lub tak jak ja - był chory, to gondola jest super sprawą! Raz, że oszczędza nam to czas, a dwa, że możemy obserwować całą okolicę dookoła. Taka przyjemność może być dodatkowo bezpłatna, o ile pensjonat czy hotel zapewni nam kartę Löwen Alpin Card. To właśnie ona upoważnia do jednorazowego wjazdu gondolą na środkową albo najwyższą stację. W moim przypadku w grę wchodziła ta druga opcja, bo tam był początek trasy rowerowej.
Widok z gondoli
Zdjęcie: K.R.

Po wjeździe na sam szczyt to w zasadzie można tam zostać, ponieważ widoki stamtąd są niesamowite. Jednak decyduję się na wyzwanie i ruszam w trasę na dwóch kółkach. Początkowo trasa faktycznie nie jest trudna, gdyż poruszam się wąską ścieżką w dół przez las, jednak ta radość nie trwa długo! Dlaczego? Bo raz, że uświadomiłam sobie, że jestem potwornie słaba przez to choróbsko, a dwa, że nigdy nie jechałam po takim terenie rowerem. Szlak co prawda początkiem prowadził mnie drogą w dół, po czym Ci co mieli siłę pedałowali pod górę, a pozostali dzielnie maszerują ze swoimi rowerami. Ja musiałam maszerować. Idąc pod górę, uświadomiłam sobie, że ta trasa, mimo iż powinna być łatwa i przyjemna, będzie sporym wyzwaniem dla mnie. W każdym razie, jakie rozwiązanie dostania się na szczyt, nie zastałoby wybrane, to towarzyszą cudne widoki na góry, o ile widoczność jest dobra. W końcu po dostaniu się na szczyt Kleiner Asitzkops, trasa będzie sukcesywnie prowadzić w dół z kilkoma niespodziankami, czyli podjazdami pod górki.

Widok, który zawsze dodaje otuchy pod górę.
Zdjęcie: E.P.

Podłoże, po którym się poruszałam było przeważnie żwirowo-szutrowe, czasem zdarzyły się większe głazy, jednak droga w większości była bardzo spokojna. Serpentyny, gęsty las, asfalt, mosty i wąskie zakręty, krowy, konie i owce, do tego przejrzyste i zimne strumienie, takie atrakcje czekały na mnie na 28 km trasie. Nie mówię jednak, że nie brakowało momentów, gdy myślałam, że ten rower waży dwa razy tyle co powinien, a pchając go pod górę miałam wrażenie jakby to było trzy razy więcej. Jednak podpierając się na moim dwukołowym przyjacielu cały dzień spędziłam w tej niezwykłej trasie. I mimo, że Soft Trail Tour zapewniał więcej zjazdów niż podjazdów to zmęczenie i brak sił w końcu dało o sobie znać. Zwieńczeniem dnia był zjazd do Leogangu i ukojenie wszystkich emocji oraz wrażeń przy smacznym trunku z widokiem na zapadające w sen góry. Padałam na twarz ze zmęczenia, ale byłam z siebie dumna, że udało się pokonać trasę mimo wszystko.
Czy było to bezmyślne?
Być może tak. Ale od tamtego momentu, z dnia na dzień czułam się lepiej (pomijając noc) i póki co  żadna choroba nie rozłożyła mnie na łopatki bardziej niż wtedy.

Soft Trail Tour
Zdjęcie: K.R.

Przekrój całej trasy można zobaczyć na poniższym zdjęciu. Jeżeli jesteś zainteresowany takimi turystycznymi trasami,  to opis zdjęcia przekieruję Cię do strony, gdzie można dowiedzieć się więcej o innych możliwościach i o pozostałych drogach.

Jeżeli taka forma spędzenia wolnego czas, przypadła Tobie do gustu, to zapraszam do drugiej odsłony Leogangu na dwóch kółkach, tym razem jednak z trasy Ponorama Tour. Jedyne co zdradzę, to że nazwa mówi sama za siebie. A jak dołożymy do tego specjały kulinarne z szlaku to chyba jesteśmy w raju ;)

Jeżeli macie trasy rowerowe, które chcecie polecić, to zapraszam do zostawienia krótkiego komentarza o trasie.
Jeżeli chcecie być na bieżąco z wpisami to zapraszam do subskrypcji, a także odwiedzenia profilu na facebooku Rzucić wszystko i wyjchać


Miłego, E.



Komentarze

  1. WYgląda na to, że wyprawa się udała, też jestem zwolenniczką takich wypraw. Dzięki za relację!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko fajnie, ale dlaczego ja nie mam roweru? ;) Super opcja na wycieczkę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz